Sprzedaż przez Internet

Wywiad z dr. n. med. Agnieszką Pawlik

Wywiad


Pani doktor, czy dobre gospodarowanie swoimi finansami w przypadku stomatologów jest istotne?

POLECAMY

Warto sobie postawić pytanie, kim tak naprawdę jest dzisiaj stomatolog. Lekarzem? Biznesmenem? Inwestorem? Właściwie przyzwyczajeni jesteśmy postrzegać samych siebie jako przedstawicieli wolnego zawodu. Jeszcze do niedawna nasza praca, a dokładniej działalność naszych gabinetów, opierała się, określając z dużym uproszczeniem, na nie do końca doprecyzowanych i opisanych zasadach. Od jakiegoś już jednak czasu, a właściwie od kiedy usługę stomatologiczną zaczęto zwać produktem, pojawili się 
„zleceniodawcy’’ i „zleceniobiorcy’’. Zdrowie jamy ustnej zaczęto postrzegać jako dobro, ale w sensie gałęzi gospodarki, która może przynieść określone, pewne i stabilne zyski w nieprzewidywalnych dla innych inwestycji czasach, no i sam uśmiech stał się podstawą autopromocji, próbuje się wziąć w karby przysłowiowo pojętą wolność uprawianego przez nas zawodu. Ni mniej, ni więcej staliśmy się mimowolnie przedsiębiorcami, a na rynku usług zdrowotnych − stomatologicznych – obecne są już nie tylko indywidualne praktyki stomatologiczne, lecz także różnorodne spółki, grupowe praktyki lekarskie, stomatologiczne NZOZ-y.
Każdy z tych podmiotów kieruje się innymi zasadami gospodarowania finansowego. Jednak baczna obserwacja pewnych zjawisk społecznych i analiza decyzji administracyjnych pozwala 
mi zaobserwować zjawisko wspólne dla wszystkich tych podmiotów. Wydaje mi się, że warto poważnie zastanowić się, 
czy oby w strukturze gospodarczej nie staliśmy się… „dojnymi krowami”.

Chyba się przesłyszałem… Czy faktycznie użyła Pani Doktor sformułowania „dojne krowy’’?

Dobrze Pan usłyszał… Najstarszą, najbardziej znaną i najprostszą metodą analizy portfela i kontroli strategii przedsiębiorstwa, jakim jest także i państwo, jest tak zwana macierz BCG, od Boston Consulting Group. W jej strukturze wyróżnia się 4 elementy: „gwiazdy’’, „dojne krowy’’, „znaki zapytania’’ i „kule u nogi’’. „Gwiazdy’’ to produkty przebojowe, rozwojowe, konkurencyjne, przynoszące wysokie dochody, ale wymagające inwestowania. „Dojne krowy’’ to kluczowe jednostki, żywiciele całego przedsiębiorstwa, dające nadwyżkę dochodu, mogące finansować inwestycje. „Znaki zapytania’’ natomiast to produkty deficytowe, ale w dłuższej perspektywie dofinansowane, mające szansę stać się „gwiazdami”. Zaś „kule u nogi’’ to produkty niedające dochodów, docelowo skazane na wycofanie z rynku. Idealne przedsiębiorstwo czy państwo ma zdecydowaną przewagę „dojnych krów’’, czyli produktów ustabilizowanych na rynku, inaczej sponsorów, którzy mogą finansować inne wyroby oraz produkty rozwojowe, czyli „gwiazdy’’. Przekształcanie się kolejno „znaków zapytania’’ w „gwiazdy’’, a „gwiazd’’ w „dojne krowy’’ zapewnia stały zysk i rozwój przedsiębiorstwa, czyli państwa. Słowem, im więcej „dojnych krów’’, tym lepiej…

Co ma zatem stomatolog z „dojnej krowy’’?

Proszę rozpytać w środowisku stomatologów, czy remontując łazienkę, budując dom, zakładając ogród, ale także układając fryzurę czy organizując ślub swojego dziecka, słowem wszędzie tam, gdzie obowiązują ceny tak zwane „umowne’’, nie przytrafiło im się zapłacić więcej niż inni, jeśli wykonawca znał zawód zleceniodawcy. A może zauważył, że środki jednorazowego użytku zakupione – na przykład – w sklepie zaopatrzenia medycznego pacjentów przewlekle chorych lub w których zaopatrują się gabinety kosmetyczne, są tańsze niż te zamawiane w punktach specjalizujących się w zaopatrywaniu stomatologów? Czy może wreszcie zwrócił uwagę, że ustawowo ustalona minimalna suma gwarancyjna obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej wynosi 75 tys. euro od jednego zdarzenia i 350 tys. euro na wszystkie zdarzenia w skali rocznego czasu trwania ubezpieczenia, czyli analogicznie jak u innych zawodów lekarskich zabiegowych, gdzie ryzyko wypłaty odszkodowania jest 100 razy większe niż w przypadku stomatologa! Stawka ustalona jest odgórnie przez Ministerstwo Finansów i przekłada się bezpośrednio na wartość składki, którą musi uregulować stomatolog u ubezpieczyciela. A jak się to ma do faktycznych roszczeń finansowych pacjentów? Pozwy składane do sądu na okoliczność podstawowych usług stomatologicznych zazwyczaj opiewają na kwotę kilkunastu tysięcy złotych, a w wyjątkowych sytuacjach i naprawdę pojedynczych sprawach dochodzą do 100 tys. zł. Jak więc się ma to do ustalonej odgórnie obowiązującej kwoty jednorazowego odszkodowania ponad 300 000 zł? I jaką nonszalancją według Ministerstwa 
Finansów w stosunku do zasad sztuki medycznej może wykazać się stomatolog, który w ciągu jednego roku miałby być obarczony odszkodowaniami o łącznej sumie ponad 1,4 mln zł? Żeby się nie rozwodzić i nie mnożyć przykładów, powszechnie wiadomo, że społeczeństwo przyjmuje, że stomatolog ma zawsze pieniądze, bo przecież zawsze może przyjąć, zgodnie ze stereotypowym tokiem rozumowania kilku pacjentów więcej i o kilka plomb więcej założyć. A przecież to wcale tak nie działa… 

I tu wyprzedziła Pani moje kolejne pytanie. Czy większe zyski stomatologów to jedynie większa liczba pacjentów lub podniesienie cen, czy może jest bardziej wielowymiarowe?

Bardzo powoli uczymy się w środowisku stomatologów zasad wolnego rynku, kapitalizmu, konkurencyjności i marketingu. Od nich bowiem zależą real-
nie nasze finanse, a nie, jak niektórzy mówią, od kilku założonych plomb 
więcej.
Dużo łatwiej mają duże, wielofotelowe jednostki i centra stomatologiczne. W nich bowiem zazwyczaj zatrudniony jest personel administracyjny, odpowiedzialny za zarządzanie finansami i strategię marketingową. Są to osoby z wykształceniem ekonomicznym, nierzadko ze specjalnością w kierowaniu podmiotami służby zdrowia.
Inaczej wygląda to w indywidualnych praktykach stomatologicznych, gdzie stomatolog jest okrętem, sternikiem i żeglarzem, bo aktualny stan rzeczy wymusza konieczność radzenia sobie z ekonomią. A z pewnością nie jest to łatwe. Na szczęście są możliwości uczestniczenia w wykładach, kursach, szkoleniach, które nam w tym pomagają.

Czy kupuje Pani materiały i sprzęty przez internet?

Należę do osób, które uważają, że „Uwaga! Bo komputer może ugryźć!’’. Moja aktywność w sieci ogranicza się więc do absolutnego minimum. Zdaję sobie jednak sprawę, że digitalizacja naszej codzienności postępuje w tak zawrotnie szybkim tempie, że moje uprzedzenia będą musiały zostać niezwłocznie wyeliminowane. Zakupy przez internet? Cytując: „Nie chcę, ale muszę’’. 

Jakie są zalety takiego kupowania?

Wydaje mi się, że zakup internetowy znanych materiałów, produktów, które są stałym elementem zaopatrzenia gabinetu, pozwala na maksymalne korzystanie z promocji oferowanych przez różnych sprzedawców. Można po porównaniu cen kupić większą ilość produktu oferowanego w najkorzystniejszej cenie. Urządzenia mobilne pozwalają dokonać zamówienia w każdej chwili i w każdym miejscu. Zakupy przez internet pozwalają także dotrzeć do produktów rzadkich, sporadycznie nam potrzebnych i sprowadzonych nawet spoza granic kraju. Mam wątpliwości co do zamówienia w sieci różnego typu sprzętów. Ważne przecież jest porozmawianie z dystrybutorem, a najlepiej producentem, o funkcjonowaniu urządzenia, sprawdzenie, czy dany model spełnia wszystkie moje oczekiwania, czy może warto rozważyć zakup innego. Poza tym osobiście w rozmowie można próbować negocjować cenę. 

Czy możemy mówić o oszczędzaniu w kontekście kupna przez internet?

Zdecydowanie tak. Myślę, że funkcjonowanie naszej codzienności zmierza w bardzo określonym kierunku. Nie do końca jestem przekonana, czy korzystnym, ale biegu wydarzeń nie można już odwrócić. Naszej pracy zawodowej będziemy poświęcać coraz więcej czasu, a zakupy internetowe pozwolą zaoszczędzić z pewnością czas. To, czy zaoszczędzimy pieniądze, kupując przez internet, będzie zależeć od naszej indywidualnej przedsiębiorczości i zaradności w gospodarowaniu zasobami finansowymi.

Zakupy przez internet robi się zatem szybciej, sprawniej i…? 

Oczywiście. Obowiązuje powszechny już trend robienia zakupów przez internet. Widzimy to w powszechności powstawania sklepów internetowych z wszelkiego rodzaju produktami. Przez internet możemy już kupić złotą biżuterię w sklepie firmowym Diora w Paryżu czy ekskluzywne perfumy i środki do higieny w tym samym sklepie Floris w Londynie, w którym zaopatruje się w nie królowa Anglii Elżbieta II, siedząc w fotelu w swoim domu lub ogrodzie. 

Pani doktor, czy dobre i złe decyzje podejmowane przy gospodarowaniu 
finansami można jakoś porównać do dobrych i złych decyzji podejmowanych podczas leczenia stomatologicznego?

Nie zastanawiałam się nigdy nad takim porównaniem. Ale boję się, że w dzisiejszym absolutnie konsumpcyjnym świecie bardzo trudno jest oddzielić etykę zawodową, jaka powinna nami kierować w pracy, od przysłowiowego zarabiania pieniędzy, które z założenia etyczne do końca nie bywa… To sprawia, że chyba coraz trudniej jest być dobrym stomatologiem i równocześnie prowadzić swoje małe przedsiębiorstwo, jakim jest gabinet. Czy doktor Judym jest dziś dla kogoś wzorcem? Kiedy jeszcze byłam studentką, wpadł mi w ręce tekst amerykańskiego ekonomisty, który zastanawiał się, czy oby faktycznie stomatolog to najbardziej intratna profesja w Stanach Zjednoczonych. Jego konkluzja po drobiazgowej, finansowej analizie była dla mnie prawdziwym zdziwieniem… Do dziś ją pamiętam. Otóż długoterminowe zbilansowanie wszystkich nakładów inwestycyjnych i dochodów stomatologa z Nowego Jorku zostało zdystansowane kilkukrotnie większymi korzyściami − i to nie tylko finansowymi − właściciela myjni samochodowej z Los Angeles!

A jak wyglądała analiza?

To chyba byłby temat na całkiem inną rozmowę.

A jak widzi Pani przyszłość, jeśli chodzi o transakcje przez internet wśród stomatologów? 

Stomatolodzy nie mogą iść „pod prąd’’. Zakupy przez internet − może nawet szybciej, niż przypuszczamy − staną się naszą codzienną rutyną.

Dziękuję za rozmowę. 

Przypisy